Oceniaj człowieka, a nie firmę


Sprzedaż przez telefon, telemarketing, tele-marketing
Za kilka miesięcy kończy mi się obecna umowa z moim operatorem komórkowym. Moja znajoma dostała w zeszłym tygodniu ciekawą ofertę, postanowiłem więc dowiedzieć się, na jakie warunki sam mogę liczyć przez kolejne 24 miesiące. W tym celu zadzwoniłem do Biura Obsługi Klienta T-Mobile, a sama rozmowa, wyglądała mniej więcej tak…


Telefon odebrał Pan Adam. Usłyszałem entuzjazm i optymizm w głosie, więc pomyślałem „dobra nasza”. Rozmowa z Panem Adamem przebiegała bardzo konkretnie i szybko. Ja mówiłem co mnie interesuje, Pan Adam dyktował mi kolejne pozycje z cennika, wspólnymi siłami rozszyfrowywaliśmy wzajemne komunikaty i ustalaliśmy o co nam chodzi. Problem pojawił się po pierwszych 3-4 minutach rozmowy.  Miałem wrażenie jakby Panu Adamowi ktoś z nienacka wsadził w majtki rozżarzony węgiel. Ja chciałem uzyskać więcej informacji, Pan Adam natomiast robił co mógł żeby padły magiczne słowa: „Zgoda, podpisujemy umowę”. Stosował dziesiątki zwrotów, które miały na celu skłonienie mnie do powiedzenia sakramentalnego „TAK”. Niestety, im bardziej Pan Adam skupiał się na finalizacji sprzedaży, tym mniej chętnie udzielał mi kolejnych informacji i tym bardziej narastała we mnie chęć porozmawiania z kimś, kto nie traktuje mnie jak gadającego portfela. Poprosiłem więc o zmianę rozmówcy. (Jak okazało się chwilę później, zemsta Pana Adama była wielka).

Kolejnym moim rozmówcą okazał się Pan Łukasz. Tutaj próżno było szukać entuzjazmu. W zasadzie próżno było szukać jakichkolwiek oznak życia. Co więcej, Pan Łukasz miał chyba nienajlepszy dzień, bo brzmiał jakby go coś bolało, a na pytanie: Z kim mam przyjemność rozmawiać? usłyszałem: Ale o co Panu chodzi?. W głowie przemknęło mi: „Ja pier….”, ale zaraz pojawiło się: „Kto, jak nie ja” i podjąłem wyzwanie. Przez kolejne 5 minut, starałem się uzyskać od Pana Łukasza cokolwiek, co stanowiło by choćby skrawek użytecznej informacji.

Niestety efekt był mniej więcej taki:
MrSale: Panie Łukaszu, proszę mi powiedzieć, jakie warunki może mi Pan zaproponować?
Pan Łukasz: To nie widział Pan na stronie internetowej?
MS: Widziałem, ale na stronie są podane ogólne warunki dostępne dla wszystkich abonentów. Jestem Państwa klientem od 10 lat i dlatego zadzwoniłem do Działu Utrzymania Klienta, żeby dowiedzieć się, co dodatkowo możecie mi Państwo zaproponować?
PŁ: (5-sek cisza)…..Nic.
MS: (Szok, niedowierzanie, konsternacja) Rozumiem, że nic jest w gratisie, a mi chodziło o to na jaką zniżkę na abonamencie mogę liczyć?
PŁ: Ale o co Panu chodzi?

Drugi fragment brzmiał mniej więcej tak:
MS: To może zapytam inaczej. Kto u Państwa w dziale jest w stanie zaproponować mi korzystniejsze warunki od tych, które ma Pan w systemie?
PŁ: Nie wiem. Chyba nikt.
MS: Czyli nie jest Pan pewien?
PŁ: No, nie.
MS: Istnieje więc szansa, że ktoś inny będzie w stanie zaproponować mi coś lepszego?
PŁ: Chyba tak, nie wiem.
MS: Panie Łukaszu, widzę, że chyba się nie dogadamy. Czy mógłbym porozmawiać, z którymś z Pana kolegów?
PŁ: Już Pana przełanczam (tak, to nie jest błąd).

W całej rozmowie wielokrotnie padały takie stwierdzenia jak: nie wiem, nie da się, nic na to nie poradzę, nie rozumiem o co Panu chodzi. Mimo, że dwoiłem się i troiłem, ciągnąłem Pana Łukasza za język i kiedy tylko czułem nić porozumienia, próbowałem coś z niego wydusić, wszystkie moje wysiłki kończyły się fiaskiem.

Moim ostatnim rozmówcą był Pan Krzysztof.
Zacząłem tak: Panie Krzysztofie, rozmawiałem z Pana dwoma kolegami i udało mi się ustalić, że….. Chciałbym się dowiedzieć co dodatkowo może mi Pan zaproponować?

Pan Krzysztof, ze stoickim spokojem wyjaśnił mi jak wygląda proces przygotowywania oferty przez system. Powiedział kiedy mogę spodziewać się korzystniejszych warunków i dlaczego w chwili obecnej może zaproponować mi zniżkę w kwocie x, przy niższym abonamencie, a w kwocie Y, przy wyższym. Poza tym, co najważniejsze - odpowiadał na moje pytania. Nie włączał mu się autopilot i nie wypluwał z siebie 1000 słów na sekundę jak Pan Adam, nie zwieszał się jak Pan Łukasz, tylko mówił o tym, o co go zapytałem. Na koniec rozmowy zapytał „czy życzę sobie żeby on się ze mną skontaktował czy sam będę się kontaktował z operatorem?”.

To zdanie całkowicie utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to człowiek, któremu dam zarobić prowizję za utrzymanie u operatora nie tylko mnie, ale również kolejnych 5 osób z mojej rodziny, bo mam pewność, że zostaną oni potraktowani w profesjonalny i rzetelny sposób.

A teraz zastanówcie się, co byście pomyśleli sobie o firmie, w której pracuje Pan Adam? Co o firmie, w której pracuje Pan Łukasz? A co o takiej, w której pracuje Pan Krzysztof? Jedna firma, trzy całkowicie różne osoby, trzy różne podejścia do sprawy, trzy zupełnie różne wrażenia po odbytej rozmowie.

Wnioski:
1. Oddzielajmy ofertę firmy od jej obsługi. Za ofertę odpowiedzialna jest firma, za obsługę natomiast, tylko ludzie. Jeśli oferta jest kiepska – miejmy pretensje do firmy, ale jeżeli zostaliśmy obsłużeni w nieodpowiedni sposób, dowiedzmy się z kim rozmawialiśmy i pomstujmy na konkretnego człowieka, a nie na całą firmę.

2. Doceniajmy ludzi, którzy potraktowali nas dobrze. Polecajmy ich znajomym, piszmy o nich na forach, grupach dyskusyjnych, a przede wszystkim - głosujmy naszymi pieniędzmi. Tylko od Ciebie zależy czy na Tobie i Twoich znajomych zarobi Pan Adam, Pan Łukasz czy raczej Pan Krzysztof.

Wykorzystane zdjęcie pochodzi ze strony: mobilenewscwp.co.uk
 

2 komentarze:

  1. Ktoś tych ludzi zatrudnia... ci ludzie przechodzą sito selekcji, a są różnorakie sposoby, aby dobrać odpowiednio człowieka do swojej firmy. Szczególnie wielkie firmy mają na to pieniądze i możliwości. To, że rekrutacja dopuściła gbura do pracy, to czyja wina? Którego człowieka? Całe księgi powstają na temat rekrutacji, wymyśla się testy na wszystko, a potem firma nie ponosi winy za złą obsługę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dochodzimy do sedna. Jednak, akurat w tym przypadku, nie szukałbym winy po stronie rekruterów, ale raczej po stronie osób, które dostarczają im wytyczne. Niestety, nie licząc kilku, dosłownie kilku korporacji, w naszym kraju nie ma jeszcze i myślę, że długo nie będzie, zachodniego podejścia, które stawia obsługę klienta na pierwszym miejscu. Polskie firmy nie traktują działów obsługi klienta priorytetowo. Nie uważają ich za wizytówkę firmy, ale raczej za ludzi od brudnej roboty.

    Poza tym, jeśli tak jak w przypadku operatora GSM, jest kilku graczy na rynku, a rotacja klientów jest stosunkowo niewielka, to zwyczajnie nie opłaca im się inwestować w rekrutację i szkolenia. Przy takiej rotacji pracowników jaka ma miejsce w call center, lepiej jest zatrudnić studenta i przeszkolić go tylko w niezbędnym zakresie, bo jeśli nie wytrzyma tej pracy i odejdzie, nie przyniesie straty firmie. Inwestuje się tylko w ludzi, którzy dzięki swoim predyspozycjom zagrzeją miejsce w firmie na dłużej.

    Natomiast sprawa poziomu rekrutacji i szkoleń, to temat na znacznie dłuższą rozmowę.

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger