Bytomiu, quo vadis?
W zeszłym roku zostałem subskrybentem (uwielbiam to słowo) newslettera firmy Bytom. Przy którychś z kolei zakupach założyłem sobie kartę członkowską i stało się. Lubię tę markę, przede wszystkim za to, że jako jedna z niewielu nawiązuje do swojej długoletniej tradycji i w umiejętny sposób łączy klasyczną męską elegancję z modowymi trendami. Jednak jeżeli ktoś przesadza w pewnych kwestiach, cała sympatia idzie w zapomnienie.
Kilka miesięcy temu zauważyłem, że bez względu na to kiedy sprawdzam
pocztę, jest w niej newsletter Bytomia.
Korzystam z programu pocztowego, więc kiedy tylko jakiś mail trafia na serwer
mojej poczty, od razu na ekranie mojego laptopa pojawia się małe okienko z
wiadomością. Do tej pory jakoś specjalnie nie zwracałem na nie uwagi.
Przychodziła wiadomość, wyświetlało się okienko, rzucałem okiem czy to coś
ciekawego czy kolejna porcja reklam do wykasowania i wracałem do pisania. Od
pewnego czasu zaobserwowałem jednak, że w tym okienku coraz częściej pojawia
się newsletter Bytomia. Zaczął się on pojawiać na tyle często, że postanowiłem założyć sobie w Outlooku specjalny
folder, w którym będę gromadził wszystkie wiadomości wysyłane przez tę firmę.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem i przez ostatnie kilka miesięcy skrupulatnie
gromadziłem każdy otrzymany od nich mail. Kiedy wczoraj wieczorem otworzyłem
folder, aby podsumować moją kilkumiesięczną kolekcję – zamurowało mnie.
Zarówno w kwietniu jak i w maju, Bytom wysłał do mnie po 15 wiadomości, z czego prawie połowa
miała w tytule Szalony weekend cenowy do -70%. W praktyce oznacza to,
że statystycznie co drugi dzień,
Bytom wysyła swoim klientom maila z przypomnieniem o kolejnej obniżce cen.
Naprawdę rozumiem potrzebę informowania klientów o aktualnych
promocjach i przecenach, co więcej, sam chętnie korzystam z tego typu ofert jeśli
są interesujące, ale są granice.
Osobiście nie znam żadnego faceta, który byłby zadowolony z dostawania co drugi
dzień informacji o kolejnej promocji cenowej, bez względu na to jak
fantastyczna by ona nie była. Jestem w stanie pójść o zakład, że nawet dla
większości kobiet taka intensywność korespondencji byłaby irytująca. Efekt jest więc taki, że newsletter Bytomia albo ląduje w spamie albo zaczyna być kompletnie
ignorowany przez klienta.
Druga kwestia, która mocno mnie zastanawia, to strategia marketingowa
firmy. Z jednej strony Bytom promuje
się jako marka z górnej półki, nawiązuje do tradycji, klasycznej męskiej
elegancki, ręcznego krawiectwa i chce być kojarzony z najwyższą jakością. Na
ich stronie można znaleźć koszule wykonane z tkanin Lanificio Cerutti,
garnitury z wełny Vitale Barberis Canoninco i usługi szycia na miarę. Z drugiej
jednak strony, co drugi dzień marka wysyła newsletter z informacją, że znowu
jest organizowana promocja do -70%. Nie trzeba być ekspertem żeby zauważyć, że te
dwie rzeczy nie idą ze sobą w parze.
Albo chcemy być postrzegani
jako marka ekskluzywna, dostępna tylko dla wybranych albo organizujemy promocje
cenowe rodem z House czy Reserved. Bytom nie podkreśla wartości i
zaczyna stąpać po cienkim lodzie. Co prawda od przeciętnego Kowalskiego dzielą
go nadal ceny, na które nie każdy może sobie pozwolić, ale moim skromnym
zdaniem, znacznie ważniejszą rzeczą niż ceny, które w każdej chwili można
zmienić, jest wizerunek, na który pracuje się latami.
Jestem gorącym zwolennikiem
organizowania promocji cenowych częściej niż dwa razy w roku. Jednak przeceny
trwające przez kilka miesięcy bez przerwy, mijają się z celem, ponieważ cała
idea promocji traci kompletnie swój sens. Promocja ma być okazją, ma
kojarzyć się klientowi z możliwością zrobienia doskonałego interesu, zapłacenia
połowy ceny za towar, który jest wart drugie tyle. Poza tym ma ona
dostarczać mu emocji. Klient powinien czekać na promocję, odkładać na nią
ciężko zarobione pieniądze, a po jej zakończeniu narzekać, że wydał na nią
więcej niż zakładał. Jednak jest to możliwe tylko w przypadku jeśli jest ona organizowana
kilka razy w roku i jest ograniczona w czasie.
Z promocją jest trochę tak jak
z jedzeniem w restauracji. Kiedy idziemy na wystawną kolację do drogiej
restauracji i zamawiamy comber z sarny w sosie winno-borówkowym, to
oprócz smacznego dania, razem z zapłaconymi pieniędzmi, otrzymujemy całą oprawę
tego wydarzenia. Dostajemy uczucie prestiżu, podekscytowania i całą gamę pozytywnych emocji. Kiedy
takie danie możemy od czasu do czasu kupić sobie podczas organizowanej przez
restaurację promocji, to mamy poczucie, że złapaliśmy pana boga za nogi.
Jednak jeżeli owa
promocja będzie organizowana co drugi dzień, to przestanie ona być czymś
wyjątkowym, na co czekamy z utęsknieniem. Comber nie będzie już tym magicznym
daniem na specjalne okazje, ale stanie się zwykłym obiadem, obok schabowego z
ziemniakami i pizzy zamawianej przez telefon. Owszem, będzie kosztował trochę
więcej, ale straci swoją magiczną moc. A po co płacić więcej za coś, co nie
przedstawia dla nas większej wartości?
Od dłuższego czasu przyglądam się marketingowym poczynaniom Bytomia i
muszę przyznać, że w porównaniu z tym, co Bytom prezentował jeszcze kilka lat
temu, firma świetnie zmieniła strategię. Zmiana podejścia do klienta, poszerzenie wieku grupy docelowej i
odświeżenie wizerunku, doskonale wpłynęły na sposób postrzegania marki. Jednak
obecne działania, zamiast na podkreślaniu wartości, koncentrują się na
obniżaniu cen i agresywnym marketingu, co w przypadku tego segmentu klientów
nie może się dobrze skończyć w dłuższym okresie czasu. Marka, zamiast zyskiwać
kolejne rzesze zadowolonych klientów, gotowych zapłacić więcej za znaczek
Bytomia przy kołnierzyku, może stracić tych obecnych, bo skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać.
Pytam więc: Bytomiu, quo vadis?
P.S. Ponieważ od kilku dni nie dostałem od Bytomia żadnego
newslettera, zaniepokoiłem się i postanowiłem wejść na ich stronę żeby zobaczyć
czy aby przypadkiem nie mieli awarii serwera. Nie zgadniecie co tam zobaczyłem
:)
Wykorzystane zdjęcie pochodzi ze
strony: forumstyl.fm
Prześlij komentarz